Spotkanie z Domem

Daria i Oskar są małżeństwem, spokrewnionym z Rodziną Karolową przez małych braci, których znają od lat i bardzo blisko. Szczególnie zaprzyjaźnieni byli z br Morisem. Uczestniczyli w kilku naszych inicjatywach.
 

Od ponad roku mieszkają w opactwie mnichów trapistów w Mount Saint Bernard w Anglii. Widzą życie monastyczne „z bliska”. Owa łaska przebywania w tym szczególnym miejscu skłoniła ich do refleksji, której owocem jest poniższy artykuł.

 

Człowiek Boga próbuje odczytywać rzeczywistość w sposób Boży. Każde doświadczenie może zatem stać się źródłem pogłębienia naszej relacji z Bogiem, umocnienia więzi przyjaźni i ufności, a także odkrycia prawdy o sobie w świetle prawdy o Nim samym. „Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru”. Słowa św. Pawła przypominają o tej tajemnicy, niekiedy pełnej paradoksów, iż wszystko, czego doświadczamy, jest przepełnione Bożym pragnieniem naszego dobra. Nawet tak trudna rzeczywistość, jaką jest pandemia, dla tych którzy Boga miłują, może stać się sposobnością do duchowego wzrostu, a także do zwrócenia się ku temu, co ma wartość nieprzemijającą i prawdziwą.

Charakterystyczne dla współczesnego człowieka jest to, że żyje w ciągłym ruchu. Wszyscy przemieszczamy się, niekiedy spędzając kilka godzin w środkach lokomocji, aby przedostać się z jednego miejsca w drugie. Wakacyjne, dalekie podróże fascynują nas i pociągają. Lubimy jeździć, zwiedzać, poznawać nowe miejsca, kultury. A jak żyją mnisi?

 

Cella est cellum

Bł. Wilhelm z Saint-Thierry, jeden z ojców cysterskich, żyjący na przełomie XI i XII w.,
w swoim dziele Złoty list, skierowanym do braci kartuzów, pisze: „Jest przecież niemożliwe, aby człowiek skupił swego ducha na jednej rzeczy, jeśli wcześniej nie zatrzymał swego ciała w jednym miejscu na stałe. Albowiem ten, kto stara się uniknąć choroby ducha, przenosząc się z miejsca na miejsce, jest jak ktoś, kto ucieka przed cieniem własnego ciała. Ucieka przed samym sobą, siebie samego nosi wokoło; zmienia miejsce nie ducha. Wszędzie znajduje siebie takim samym, poza tym, że samo poruszanie się czyni go gorszym, tak jak w przypadku chorego, któremu zwykle szkodzą wstrząsy, wywołane przenoszeniem. Niech bowiem człowiek wie, że jest chory, i niech się zajmie chorymi częściami swego ducha. Twoim szpitalem, człowieku chory, osłabiony, jest twoja cela”.
Pisząc ten artykuł towarzyszy nam jedno pytanie: Czy można być naprawdę szczęśliwym, nie będąc szczęśliwym we własnym domu? Przykład mnichów, którzy całe swoje życie spędzają w jednym monasterze, zgodnie ze ślubem stałości miejsca — stabilitas loci, skłania do refleksji nad tym, czy mój dom, moje mieszkanie, mój pokój są przestrzenią, w której potrafię znajdować odpocznienie, uzdrowienie, miejsce na modlitwę? Czy znajduję tam radość? A może jest to miejsce, które chętniej opuszczam, niż do niego wracam? Bł. Wilhelm, w cytowanym powyżej fragmencie, jednoznacznie ukazuje to, iż nie można uciec przed sobą samym. Ciągłe zmienianie miejsca pobytu nie uzdrowi naszego wnętrza, gdyż to nie miejsce okazuje się problemem, lecz my sami —nasza niepoukładana egzystencja. Według przytoczonego powyżej tekstu miejscem uzdrowienia, swoistym szpitalem, może stać się nasz własny dom.

Współczesny mnich benedyktyński Anselm Grün, w swojej książce Modlitwa jako spotkanie zaznacza, że to „cela jest miejscem, w którym stajemy się zdrowi i szczęśliwi w Bożej obecności”. Czy możemy z łatwością zamienić słowo cela na słowo dom lub mieszkanie i kontynuować myśl Autora, iż mój dom jest miejscem, gdzie powracają moje siły duchowe i fizyczne, gdzie czuję się zdrowo i szczęśliwie?
Trwająca obecnie kwarantanna jest niejako przymusowym spotkaniem z naszym domem, z miejscem, w którym żyjemy; ze środowiskiem, które powinno być dla nas najbardziej przyjazne i ukochane. Czy takie rzeczywiście jest? Dla wielu jest to bolesne spotkanie z prawdą o swoim domu i o sobie samym... Może to być powodem naszego kryzysu, ale każdy kryzys jest także szansą na zmianę.
Błogosławiony opat z Saint-Thierry pisze: „Kto bowiem mieszka ze sobą, ma ze sobą jedynie siebie samego, takiego, jakim jest on sam. Tak więc zły człowiek nigdy nie mieszka ze sobą bezpiecznie, ponieważ mieszka ze złym człowiekiem, i nikt nie jest dla niego bardziej przykry niż on sam dla siebie”.

To odosobnienie, do którego jesteśmy zmuszeni z powodu pandemii, może stać się jednocześnie zaproszeniem do naśladowania tego pięknego aspektu mniszego życia, którym jest „stałość miejsca”. Cella est coelum: „Cela jest niebem — kontynuuje Grün — w którym mieszkamy razem z Bogiem. W tej obecności Bożej, w cichym przebywaniu przed Nim, wzrasta nasza miłość ku Niemu. Przebywa się przed Nim, razem z Nim, jest się tam bez zamiarów, wolnym od wszystkiego. W ten sposób dochodzi się do odpoczynku w Bogu, doświadcza się czegoś z ciszy wieczności”.
Można by zatem powiedzieć, że tam, gdzie zatrzymuje się ciało, tam też zaczyna się podróż ducha w głąb siebie. Monotonia warunków zewnętrznych charakteryzuje niejako życie mnicha. Przebywanie w tych samych klasztornych murach, ta sama cela, to samo miejsce w refektarzu, ten sam ogród, niezmienny rytm dnia, ta sama wspólnota. A także samotność... Lecz to właśnie monotonia i stałość pozwalają doświadczyć i przeżyć tę fascynującą itinerancję duchową: podróż wewnątrz siebie, gdzie ukryty jest Skarb naszego istnienia – sam Bóg.

Często wykorzystywanym obrazem życia duchowego jest pustynia. Nie ma bardziej monotonnego krajobrazu ani przestrzeni od pustyni. W tym kontekście Księga Wyjścia podaje niezwykle cenną wskazówkę dla życia duchowego. Ukazuje, iż pomimo monotonii i pozornej jednostajności pustynia ma swą głębię. „Gdy Mojżesz pasał owce swego teścia Jetro, kapłana Madianitów, zaprowadził owce w głąb pustyni i doszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu” (Wj 3,1-2). Mojżesz spotkał Boga dopiero wtedy, gdy wyszedł w głąb pustyni. Jest to Bożym paradoksem: pustynia — przestrzeń jednoznacznie kojarzona z samotnością, z brakiem życia, nawet ze śmiercią, jest jednocześnie miejscem spotkania z Panem Życia!

Franciszek z Meyronnes, jeden z mistyków franciszkańskich stwierdza: „Kto bowiem chce się ludziom pokazywać i ustawicznie z ludźmi obcować, nie może kontemplować Boga czystym umysłem. Z tego powodu również Mojżesz nie usłyszał Pana, dopóki nie wyszedł w głąb pustyni, jak to napisano w Księdze Wyjścia”. Powyższa myśl XIII-wiecznego teologa pokazuje jak ważnym i życiodajnym może stać się czas przebywania w samotności, w odosobnieniu, w kwarantannie...

Jak zatem wyjść w głąb pustyni w mojej celi, w moim domu, w moim pokoju?
Z pomocą przychodzą nam słowa brata Pierra-Marie: „Mnich bowiem przez swą modlitwę i milczenie zaproszony do wejścia w głąb siebie, odkrywając tam Boga, odkrywa tam zarazem i samego siebie. Jego życie jest jak gdyby otoczone klauzurą w tym znaczeniu, że ową nową istotą jest człowiek napełniony, który w Duchu znalazł swoją pełnię; nie człowiek zamknięty, ale człowiek zamieszkały”. Te słowa wskazują, że to właśnie modlitwa i milczenie wyprowadzają nas ku głębi: głębi pustyni, która nie jest już nieobecnością ludzi, lecz jest obecnością Boga – jak pisze Carlo Carretto we wstępie do Księgi Życia. „Głębia przyzywa głębię” (Ps. 42,8) – modli się psalmista. To głębia samego Boga przyzywa głębię naszej duszy, aby nas zwabić, na pustynię wyprowadzić
i mówić do naszego serca (por. Oz 2,16). Św. Paweł stwierdza, że „Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego” (1Kor 2,10). Ten sam Duch, przenikający głębokości Boga wyprowadza nas w głąb pustyni, tak samo jak poprowadził Jezusa zaraz po Chrzcie w Jordanie (por. Mk 1,12). My zaś na to wezwanie i dar możemy odpowiedzieć, gdyż jesteśmy świątynią Boga i Duch Boży mieszka w nas (por. 1Kor 3,16).

 

Nowe Jeruzalem

Średniowieczna literatura monastyczna przeniknięta jest tematem dojmującej tęsknoty za Niebem. Ten temat często podejmowany jest przez ówczesnych autorów poprzez symbolikę świętego miasta — Nowego Jeruzalem. Św. Bernard określa mnichów mieszkańcami niebieskiego Jeruzalem: monachus et Ierosolymita. W jednym ze swych kazań pisze, iż klauzura jest rajem, jest Bramą Nieba. Francuski benedyktyn Jean Leclercq w książce Miłość nauki a pragnienie Boga stwierdza, że rzeczywistość klasztoru jest ziemską antycypacją niebieskiego Jeruzalem; jest miejscem oczekiwania
i przygotowania do wiecznego przebywania w tym świętym Mieście. Ten obraz klasztoru jako raju jest niezwykłą inspiracją do refleksji nad swoim własnym domem, swoim mieszkaniem pośrodku miasta. Czy traktuję miejsce, w którym mieszkam jako bramę Nieba? Czy pragnę, aby mój dom poprzez modlitwę, czytanie Słowa Bożego, miłość ku współmieszkańcom stawał się rajem dla mnie i dla moich bliskich? Czy przekraczając po pracy próg mojego domu, czuję, że wchodzę do ogrodu, gdzie mogę odetchnąć, spotkać Boga?

Cisza klauzury i modlitwa mnichów sprawiają, że wchodząc do monasteru, możemy odczuć zupełnie inną jakość życia. Klauzura to dom mnichów. Dom, pośrodku którego stoi Zmartwychwstały Pan. Ich życie jest jak wylany przez Marię olejek na stopy Jezusa —  takie życie dla wielu może się wydawać czymś zmarnowanym, pełnym bezsensownych praktyk duchowych, modlitw i umartwień. W rzeczywistości mnisi są dla nas darem, gdyż przypominają nam o tym, co jest tak naprawdę ważne i wartościowe, a błogosławiona woń ich modlitwy przenika daleko poza klasztorne mury, dając światu zapach nadziei wiecznej szczęśliwości.
Natchnieni przykładem życia monastycznego możemy przemieniać nasze domy na pustyni miast w małe oazy, w których tryskają wody radości i pokoju, gdzie nasi goście i bliscy mogą zaczerpnąć ożywczej i kojącej obecności Boga.