Krótka historia o przeprowadzkach
Olę poznaję po sąsiedzku. Wynajmuje mieszkanie z koleżankami i pojawia się na Mszy w kaplicy Dużego Domu, o którym wie od Małych Sióstr Jezusa.
Potem nasze sąsiedztwo się (topograficznie) i nas zbliża- zostaje asystentką we wspólnocie Arka. Filigranowa, czarnowłosa, czarnooka dziewczyna swym pięknym śpiewem służy osobom niepełnosprawnym. Z czasem ma odwagę zagrać im na gitarze...
Dzieli z nimi swe życie, troski i radości, gotując, sprzątając, piorąc, modląc się, towarzysząc w wielu wyjściach, asystując w dzień i nocą. Wszystko z wielką dokładnością i dbaniem o szczegół. Z miłością.
Potrafi zauważać to, czego nie dostrzegają inni. Cicho i pokornie wypełnia dostrzeżone braki, z odwagą i niezłomnością mówi o tym, co przesadne.
Nasze rozmowy są ciekawe i głębokie. Dotykają wielu spraw i sfer ludzkiej egzystencji. Ola opowiada mi krótko o przebytej chorobie. Pada słowo „remisja”. Niezrozumiane i niepoznane w moim trzydziestoletnim życiu, obecne w trzydziestoletnim życiu Oli. Sprawdzam w słowniku...
Ola zakochuje się ze wzajemnością w Krzyśku. Z radością i dojrzałością buduje, planuje, pracuje, poszukuje odpowiedzi na dręczące pytania.
Ola pomaga. Niejednokrotnie bierze nasze dzieci na spacer. Taki zapadający głęboko w dziecięce serce, niespieszny, z lodami, placem zabaw i uwagą skupioną tylko na nim.
Ola ma gorsze wyniki badań.
Słabnie z dnia na dzień. Życie w Arce staje się ponad siły. Zostajemy sąsiadkami przez strop.
Jej życie zostaje zawieszone w przestrzeni niepewności i oczekiwania... na jakąś decyzję lekarza.
Nie bez sprzeciwu, ale z pokorą i wielką siłą przyjmuje ten stan, w którym niejeden by się załamał. Niemal każdego dnia adoruje Pana Jezusa, troszczy się o Krzyśka, raduje ze ślubu brata, a potem z małego człowieka pod sercem bratowej. Będzie jego chrzestną!
Czasem się skarży, że tak mało może. W moich oczach dokonuje wielkich rzeczy. Odwiedza licznych znajomych, służy na Mszach Świętych w wielu wspólnotach i na rekolekcjach, wciąż stara się uczestniczyć w życiu arkowiczów, regularnie jeździ do domu rodzinnego sporo oddalonego od Wrocławia, dzieli się wszystkim co ma.
Nie mam odwagi pocieszać Oli, bo co ja mogę wiedzieć o bólu Jej towarzyszącym? Nie znam się na medycynie, dlatego nie potrafię Jej podpowiedzieć, gdy zapytają, czy chce się poddać przeszczepowi. Ola wie z jakim cierpieniem będzie się mierzyć. Ale pragnie żyć.
Ostatni raz widzę Olę, gdy wsiada do auta. Czeka ją trzy tygodnie kwarantanny i badań przed operacją. Teraz jesteśmy sąsiadkami na telefon i modlitwę. Bodaj jedynym pocieszeniem Oli w sterylnym pokoiku jest kapliczka z wizerunkiem Matki Boskiej zawieszona (szczęśliwie!) na drzewie. Naszym rodzinnym szczęściem jest wieczorna modlitwa za Olę. W wigilię Bożego Narodzenia Ola ma przeszczep. Po ok. miesięcznej rekonwalescencji lekarze są zgodni wypisać Ją do domu. Opowiadam Jej o depresji poporodowej, a Ona mnie o radości i marzeniu o macierzyństwie. O tym jak małe rzeczy są istotne w oczach Boga. Ta rozmowa pomaga mi niesamowicie i wnosi na nowo pokój do życia.
Kilka dni później Ola wraca na oddział sparaliżowana. Jej cierpień nie da się opisać. Podczas ostatniej rozmowy mówi: „Chcę żyć! Ale nie tak...”. Tak mija cały Wielki Post.
Na Wielkanoc zaplanowany jest chrzest bratanka. Ola jedzie do domu. Umiera we wtorek w szpitalu. W otoczeniu rodziny. Przeprowadziła się do Pana Boga na czas, bo wyróżnia Ją punktualność i elegancja.
…Choć tak po ludzku chciałoby się, żeby choć raz się spóźniła.
Pożegnanie Oli Czulińskiej w piątek, 10 kwietnia 2015r., o godzinie 12.00 (różaniec, Msza Święta, pogrzeb) w Kościele w Goszczu (k. Twardogóry).