Bota fe
Ewangelia Łk 16,1-13
Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu. Lecz Abraham odrzekł: Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać. Tamten rzekł: Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki. Lecz Abraham odparł: Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają. Nie, ojcze Abrahamie - odrzekł tamten - lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą.
Rozważanie
Spotykamy często ludzi, którzy mówią: jak to się stanie… jak będę miał… jak odzyskam… jak zmieni się… to wtedy uwierzę! Dzisiaj wielu żyje bez wiary i teoretycznie są szczęśliwi. Dlaczego teoretycznie? Nasze życie to nie tylko dzisiaj, ani jutro… to także wieczność. Pamiętając o tej perspektywie, powinniśmy oceniać czym jest prawdziwe szczęście.
Dzisiaj w Ewangelii Pan Jezus pokazuje nam bardzo mocny obraz. Pewnego bogatego człowieka i żebraka okrytego wrzodami, imieniem Łazarz. Bogacz jeżeli w ogóle wierzył to najwyżej w samego siebie. Natomiast ten ubogi, jak samo słowo które go określa był blisko Boga (ubogi = u Boga). Mamy jakby dwa ujęcia tych bohaterów: za życia i po śmierci. Moment ich śmierci Ewangelista Łukasz opisuje bardzo krótko, ale wymownie: „Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany”.
Piękne jest to, że Pan Jezus cały czas posyła swoich proroków, aby nas zapraszali do wiary. Czasami żyją bardzo blisko nas (bł. Alojzy Liguda, bł. Jerzy Popiełuszko, św. Jan Paweł II, papież Franciszek…). Ocieramy się o ich słowa, gesty. Nie jeden raz byliśmy wzruszeni i zachwyceni ich postawą. Trudniej jest nam – podobnie jak oni to zrobili - oddać nasze życie Jezusowi. Jesteśmy jak bogacz z Ewangelii i mówimy, gdyby kto z umarłych przyszedł to się nawrócimy. Znamy odpowiedź jaką daje dzisiaj Słowo Boże: „Jeżeli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą.
Podobnie było w życiu brata Karola. Mały brat spotykał na swojej drodze ludzi wiary. Juz na samym poczatku jego życia siłą dla niego jest wiara bliskich, zwłaszcza dziadka i kuzynki Marii, dla której odczuwa wielki podziw. Ona to dzięki swej dobroci i okazywanemu zrozumieniu będzie dla niego pomocą za równo w latach błądzenia, jak i w dalszym życiu.
Kolejnym wydarzeniem wiary było doświadczenie Maroka. Mając 24 lata Karol opuszcza wojsko i idzie na odkrywanie Maroka. Poważnie studiując przygotowuje się do podróży po kraju wówczas zamkniętym. Umawia się z rabinem Mardocheuszem, który się zgadza zostać jego przewodnikiem. Jest to prawdziwa wyprawa naukowa, pełna niebezpieczeństw. Kończy ją z dużym powodzeniem, gdyż Towarzystwo Geograficzne odznacza go złotym medalem. W czasie tej podróży Maroko podbija mu serce. Jest wzruszony gościnnością ludzi, ich wiarą w Boga i modlitwą. Jednak po powrocie z Maroka w głębi serca nie jest zadowolony. Pisze do swego przyjaciela:
„Nadzwyczaj silna łaska mnie ogarnęła. Poszedłem do Kościoła nie posiadając wiary, a czułem się dobrze jedynie tam. Spędziłem tam długie godziny powtarzając tę dziwną modlitwę: Mój Boże, jeśli jesteś, spraw bym Ciebie poznał".
Następnym świadkiem wiary w żyiu Karola był jego ojciec duchowny. 30 października 1886 roku Karol idzie do kościoła świętego Augustyna, by spotkać znanego kaznodzieję, ks. Huvelin'a. Udaje się do jego konfesjonału, ale nie w celu spowiedzi, chce poprosić księdza, aby ten zgodził się go uczyć religii katolickiej. Ten reaguje gwałtownie, rozkazując mu natychmiast się wyspowiadać i przyjąć komunię świętą. I dokonuje się cud. Po spowiedzi i komunii świętej zaciemniona półmrokiem dusza Karola rozświetla się światłem wiary. Opada całun nocy. Czuje się wolny i wyzwolony. Wie czego w życiu chce, jakby jego dusza była od dawna przygotowana na ten moment: chce całe swoje życie oddać Bogu. Jest to moment, w którym zrodziła się nie tylko wiara Karola, ale także jego powołanie zakonne. Łaska sakramentów prostuje powyginane ścieżki życia, dokonując czasami więcej niż jakiekolwiek wysiłki ludzkie - Karol nie ma już depresji. Chce służyć Bogu całym swoim życiem, gnany niezaspokojoną tęsknotą za Absolutem.
Modlitwa
Panie Jezu dziękuję Ci za wiarę. Za każdego, kto buduje moją wiarę. Proszę Ciebie, pozwól mi być świadkiem wiary dla innych. Bota fe, dodaj wiary Panie.
Rozważa Tomasz, kleryk z Wyższego Międzydiecezjalnego Seminarium Duchownego, Opole.